Czesć!
Dziś przychodzę z trochę innym postem, a mianowicie na temat moich studiów. Studiuję we Francji, jestem na pierwszym roku licencjatu na jednym z uniwersytetów w Ile - de - France. I jak tutaj jest pytają mnie znajomi. Tak więc, dziś opowiem jak to jest, czy warto, czym różni się uniwersytet w Polsce i tutaj.
Tak że tak.. Żeby nie przedłużać i nie zanudzać nikomu niepotrzebnym i za długim wstępem.. przejdźmy do konkretów. Zaznaczam tylko, że to co tutaj zamieszczam jest pokryte moim i tylko moim doświadczeniem i nie zapewniam, że na każdym innym uniwersytecie będzie tak samo.
Początek roku akademickiego:
Rok zaczął się tygodniem 'zapoznawczym z uczelnią'. Nie był obowiązkowy, jednak miał na celu pokazanie nam uczelni, wszystkich poszczególnych budynków, sprawdzić nasz poziom językowy itp. O ile zwiedzanie budynków uważam za bardzo fajny pomysł to sprawdzanie umiejętności językowych to był zły pomysł. Poziom niezorganizowania był nie do opisania, a co więcej nie wszyscy studenci byli obecni podczas tego tygodnia.
Pierwszy wykład:
Wykłady są bardzo podobne do wykładów w Polsce, z jednym małym, bardzo subtelnym ale.... Mam wrażenie, że profesorowie w Polsce bardziej przykładają się do tego co robią. We Francji, na mojej uczelni wszystko oparte jest o Power pointa i profesor siedzi i praktycznie tylko czyta swoje notatki a ty studencie radź sobie. Niektórym naprawdę nie chce się ruszyć i tłumaczą schematy siedząc za biurkiem. Porażka.
Pierwsze ćwiczenia:
Tutaj to naprawdę zależy od profesora. Jeden chce, żeby ćwiczenia były przygotowywane przed zajęciami i później daje dobre rozwiązanie, drugi zostawia nam czas na zrobienie ich podczas zajęć, a trzeci wykazuje pewny poziom i tłumaczy nam to czego nie umiemy, czego wykładowca nie raczył się podjąć.
Jedzenie:
Przy każdym uniwersytecie we Francji jest tak zwana Resto U. Po prostu nasza stołówka. Restauracją bym tego nie nazwała. Za jeden obiad płacę 3,25euro a w tym: Przystawka, deser, ser (albo, jogurt naturalny), ciepłe danie, kawałek chleba. Szczerze powiem, że obiad syty Jednak jest to zawsze na skalę przemysłową i w większości przypadków jest to z wielkich zamrożonych worów. Czasem jednak zdarzy się, że coś jest świeże. Nie można też powiedzieć, że nie jest dobre. Czasami jedzenie jest naprawdę smaczne. I za taką cenę.. serio nie ma co narzekać. Jedząc w innym miejscu za podobną ilość płaciłabym mniej więcej 5/6 euro dziennie. Po dziennnym przeliczeniu wychodzi prawie drugie tyle.
Egzaminy:
W Polsce królują kolokwia. Tutaj DS. Co to jest DS? DS to nic innego jak egzamin na pół semestru. Po prostu masz jeden egzamin i masz w nim zawarte wszystko to czego nauczyłeś się przez pół semestru. Szczerze, praktyka kolokwiów bardziej mi się podoba. No ale, mus to mus. Później masz tylko sesje z całego roku i ocena z DS wchodzi w Twoją średnią na koniec semestru,
Zaliczanie:
Nie ma czegoś takiego, że jak nie zdasz za pierwszym razem to przychodzisz poprawiać. Nie zdałeś, pracuj żebyś zdał egzamin końcowy.
Jeśli nie zaliczysz jakiegoś przedmiotu na egzaminie kończącym semestr, próbujesz się odbić drugim semestrem. Jeśli Ci się nie uda dopiero wtedy idziesz na sesję poprawkową, która ma miejsce po drugim semestrze po drugie sesji.
Akademiki:
Nie mam zielonego pojęcia o akademikach, bo w nim nie mieszkam. Wiem tylko, że w wielu przypadkach nie zapewniają nawet żarówki.
Stypendium:
O stypendium na rok akademicki trzeba się starać już od stycznia. Więcej nie wiem bo nie miałam prawa ubiegać się o nie na ten rok gdyż jestem obcokrajowcem na pierwszym roku studiów.
Mam nadzieję, że to już wszystko. Jeśli coś przyjdzie mi do głowy to dam znać. Tymczasem miłej Niedzieli.
Jeśli masz jeszcze jakieś pytania, napisz je w komentarzu, postaram się jak najszybciej odpowiedzieć.
Pozdrawiam,
Magda <3
Aucun commentaire:
Enregistrer un commentaire
Cześć. Będzie mi bardzo miło jak zostawisz mi swoją opinie na temat pojego posta. :)